Surowy reportaż z mrocznej podróży do pustych miejsc
Materiał ten powstał na przełomie 2005 i 2006 roku, gdy Noon zakończył swoją przygodę z hip-hopem (wówczas kontynuował swoje eksperymenty z elektroniką, którą przywitał, tworząc "Muzykę Poważną" z Pezetem, oraz zafascynował się brzmieniem instrumentów akustycznych). Jednak ów materiał wyszedł 4 lata później, w 2008. Dlaczego? W 2006 roku miała wyjść epka zatytułowana "8 bitów". Fani twórczości warszawiaka wiedzą, co się stało dalej. Materiał został "komisyjnie" zniszczony - jeszcze w tamtym okresie Bugajak był perfekcjonistą, mówił wówczas, że nie należy się bać radykalnych rozwiązań (dziś od tego podejścia odszedł, teraz robi kawałki jak jajecznicę na patelni :D). Jednak coś z tego zostało, same najlepsze rzeczy, zbudowane dzięki brzmieniom komputera Commodore 64, szczątkowej ilości sampli, jednego wokalu i dwóch instrumentów akustycznych.
I owszem, (tylko lub aż) 5 premierowych utworów w świetny sposób buduje na przestrzeni 20 minut świat opuszczonych budynków oraz mroczną, ale moim zdaniem bardziej melancholijną podróż po nich (opis epki poczyniony przez jej autora znowu jest trafny). Słychać skutki nieobecności producenta, który zabrał się do poszukiwań swojego miejsca w muzyce, widać w wyobraźni jakby sfilmowany obraz jego pracowitej absencji, ale też widać pewną ciągłość w jego podejściu wobec komponowania na przestrzeni nie tylko swoich solówek, ale i albumów z ursynowskim raperem i bemowskim składem - materiał jest jakby chłodny (jak na Muzyce Poważnej), minimalistyczny i oparty na klubowych rytmach i repetycjach (jak na Grach Studyjnych), jednakże wciąż emocjonalny, wizualny i z historią do przekazania (jak na pierwszych albumach Grammatika i przede wszystkim Bleak Output)
Inicjuje go dynamiczny (chropowata, 8-bitowa perkusja i niemal trip-hopowy bas) i mroczny opener, kojarzący się odrobinę z "Gliderem" z debiutu, ale wprowadzający więcej dusznej i tajemniczej atmosfery. Dalej mamy już tylko więcej melancholii. W "Etronie" dostarczają go nam klarnet i akordeon, zmysłowy ale rozpaczliwy kobiecy głos, a także przeciąganie komputerowych dźwięków i powtórzeń, w wyniku czego robi się odrobinę nu jazzowo. W "So/Raw" ambientowe intro, przewijające się w dalszej części w tle rytmicznych, (paradoksalnie) całkiem sympatycznych dźwięków, przywodzących mi na myśl obecność w jakiej pustej fabryce starych komputerów (ten motyw by nadawał się w sumie nawet jako tło do wizualnych obrazów z jakiś targów gier retro). W "Hoken" mamy z jednej strony taneczny rytm, z drugiej refleksyjny krajobraz trochę malowany w sepii. Zresztą wszystko tutaj jest podane w sosie sepii z nutą nowoczesności i ze starannym, analogowym sznytem produkcyjnym. To już jest rozpoznawalna, sprawdzona marka w realizacji muzyki.
Wracając do utworów, ostatni z nich, "Warsaw Sun" wybija się z reszty swą ambientowością, przykuwa uwagę, ale mam z nim problem - nie mogę się w go za bardzo wciągnąć przez niezgrabnie odegrane elektroniczne brzdęki. W sumie ambient w "Music 4" z Bleak Output też był trochę niezgrabny, ale jednocześnie dzięki wymaganemu w ten sposób skupieniu i jednolitemu nastrojowi poprzedzających go utworów, był uporządkowany w swej wymowie. A tutaj trochę słuchacz wychodzi skonfundowany, a wyjdzie jeszcze bardziej z kolejnego solo z 2010 roku, w całości skomponowanego i wydanego pod imieniem i nazwiskiem, solo już raczej dla wybranych.
I jeszcze można pokrzyczeć - dlaczego tak krótko?! Wiadomo, że "jakość, nie ilość" to dewiza Mikołaja z W.W.A., ale przydałyby się jeszcze z 2-3 kawałki, by dopełnić koncepcję stojącą za tą epką.
Zanim podsumujemy - warto zwrócić uwagę na cholernie klimatyczną, swojską okładkę, która powstała przez przypadkowe niedoświetlenie, przez co, jak zauważył Noon (który to foto strzelił analogowym <a jakże!>, starym, rosyjskim aparatem Lubitel), opowiada album jednym kadrem. Trudno się nie zgodzić.
Zatem, dla inteligentnego, wymagającego słuchacza, który woli szukać dobrej, nie tylko zagranicznej muzyki na własną rękę, album przypadnie do gustu i wciągnie go w swój świat - szczególnie na spacerze w pochmurny dzień i wieczór, w towarzystwie starych, być może opuszczonych budynków. Innych ta epka może uśpić lub odrobinę zniechęcić swym progiem wejścia. Ale to normalne, więc dajcie jej szansę, robiąc kilkukrotny odsłuch.
PS Jestem bardzo ciekaw, co Noon pokaże na swoim kolejnym projekcie w przyszłym roku. Wiemy, że to będzie dalekie od hip-hopu, do którego warszawiak powrócił nostalgicznie w 2014 z Hattim Vattim (choć Mikołaj nie wyklucza w przyszłości powrotu do niego). Więc w jaką stronę pójdzie? W dalsze, niezbadane rejony elektroniki? W instrumenty akustyczne? W polskie wokale? Zobaczymy....
ZALETY
- klimat
- historia
- emocje
- wizualność
- realizacja
Czyli wszystko to, za co kochamy naszego czołowego producenta muzycznego.
WADY
- czas trwania (czyli to, za co nie lubimy naszego producenta)
- Warsaw Sun za słabo świeci
Ocena: 8,5 na 10
AR-C63/NN000
Asfalt Records/Nowe Nagrania 2008
Wracając do utworów, ostatni z nich, "Warsaw Sun" wybija się z reszty swą ambientowością, przykuwa uwagę, ale mam z nim problem - nie mogę się w go za bardzo wciągnąć przez niezgrabnie odegrane elektroniczne brzdęki. W sumie ambient w "Music 4" z Bleak Output też był trochę niezgrabny, ale jednocześnie dzięki wymaganemu w ten sposób skupieniu i jednolitemu nastrojowi poprzedzających go utworów, był uporządkowany w swej wymowie. A tutaj trochę słuchacz wychodzi skonfundowany, a wyjdzie jeszcze bardziej z kolejnego solo z 2010 roku, w całości skomponowanego i wydanego pod imieniem i nazwiskiem, solo już raczej dla wybranych.
I jeszcze można pokrzyczeć - dlaczego tak krótko?! Wiadomo, że "jakość, nie ilość" to dewiza Mikołaja z W.W.A., ale przydałyby się jeszcze z 2-3 kawałki, by dopełnić koncepcję stojącą za tą epką.
Zanim podsumujemy - warto zwrócić uwagę na cholernie klimatyczną, swojską okładkę, która powstała przez przypadkowe niedoświetlenie, przez co, jak zauważył Noon (który to foto strzelił analogowym <a jakże!>, starym, rosyjskim aparatem Lubitel), opowiada album jednym kadrem. Trudno się nie zgodzić.
Zatem, dla inteligentnego, wymagającego słuchacza, który woli szukać dobrej, nie tylko zagranicznej muzyki na własną rękę, album przypadnie do gustu i wciągnie go w swój świat - szczególnie na spacerze w pochmurny dzień i wieczór, w towarzystwie starych, być może opuszczonych budynków. Innych ta epka może uśpić lub odrobinę zniechęcić swym progiem wejścia. Ale to normalne, więc dajcie jej szansę, robiąc kilkukrotny odsłuch.
PS Jestem bardzo ciekaw, co Noon pokaże na swoim kolejnym projekcie w przyszłym roku. Wiemy, że to będzie dalekie od hip-hopu, do którego warszawiak powrócił nostalgicznie w 2014 z Hattim Vattim (choć Mikołaj nie wyklucza w przyszłości powrotu do niego). Więc w jaką stronę pójdzie? W dalsze, niezbadane rejony elektroniki? W instrumenty akustyczne? W polskie wokale? Zobaczymy....
ZALETY
- klimat
- historia
- emocje
- wizualność
- realizacja
Czyli wszystko to, za co kochamy naszego czołowego producenta muzycznego.
WADY
- czas trwania (czyli to, za co nie lubimy naszego producenta)
- Warsaw Sun za słabo świeci
Ocena: 8,5 na 10
AR-C63/NN000
Asfalt Records/Nowe Nagrania 2008

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz