W tym roku, w listopadzie, album ten skończy 20 lat. Wpływ, jaki on wywarł na świat muzyki, jest niewątpliwie wielki. W 1996 roku ten album przyniósł na pewno rewolucję i świeżość - bo w końcu, kto mógł wpaść na tak oryginalny pomysł wykonany z pietyzmem i rozmachem?
Będzie ciężko dobrze napisać tę recenzję, by nie popaść w zbędny patos. W końcu mamy do czynienia z prawdziwym klasykiem nowoczesnych brzmień w atmosferze retro.
Przede wszystkim po premierze "Endtroducing..." zmieniła się perspektywa patrzenia na DJ-ów. Już odtąd to nie musiał być szczególnie koleżka, który tradycyjnie bawił ludzi żonglerką płyt na melanżach. Płyty winylowe, gramofon, sampler jak np. Akai MPC lub komputer z odpowiednim programem, cały ten jego osprzęt - to wszystko odtąd zaczęto traktować jak instrument. Szperanie w koszach ze starymi nagraniami (co dla niektórych jest czcią/rytuałem, również dla samego Shadowa, co przyznał w filmie Douga Praya "Scratch" z 2001 roku), posiadówa (najlepiej nocna) przy gramofonie, odnalezienie tych dźwięków, odpowiednich melodii, które rezonują w duszy artysty, następnie zgranie tych pętli, wrzucenie ich do samplera, tej dziwnej, nowoczesnej i kontrowersyjnej jednocześnie maszyny do produkcji muzyki i w końcu uruchomienie wyobraźni (bo nie trzeba przy tym umieć grać np. na pianinie czy gitarze) - i powstaje coś z czegoś istniejącego. W przypadku naszego bohatera, Josha Davisa, coś wielkiego, czasem ocierającego się o geniusz.
Ta patchworkowa podróż rozpoczyna się od intra, "Best foot forward", który w standardowym, hip-hopowym stylu, wita wrażliwego słuchacza - nie ważne, czy nałogowego, czy niedzielnego, ważne, że uważnego i wrażliwego - w świat wyobraźni Cienia, gdzie będą się dziać rzeczy wielkie. Następnie, zaczynamy od "Building steam with grain of salt"...
Nie będę, mam nadzieję, spoilerował tychże dzieł. Może powiem tyle, że wyobraźnia i stan emocjonalny mają wpływ na odbiór tej płyty. Nastrój, jaki zawarł Davis w swoim wykreowanym świecie jest różnorodny - są kawałki bujające głową, chilloutowe, emocjonalne, smutne i nostalgiczne (te z grupy emocjonalnych, smutnych i nostalgicznych wywarły największe wrażenie na Noonie - prekursorze polskiego instrumentalnego hip-hopu i jego debiutanckiej, równie nowej dla polskich brzmień płyty).
Drugi track z tracklisty jest niepokojący, mroczny, można powiedzieć, że psychodeliczny (zasługa chóru), kojarzący się z wizją upadającego powoli świata, pochłoniętego zanieczyszczeniem.
Przy tym można zauważyć, że Shadow dużą uwagę zwraca uwagę na perkusję, która nie jest tylko tam jakimś dodatkiem - ona też jest ważnym elementem narracji.
"The number song" to nietypowy banger, bo łączący ducha hip-hopu z rockiem. Sampel basu z utworu "Orion" zespołu Metallica w połączeniu z bujającą, zasuwającą perkusją i dodatkiem cutów i skreczy do dziś robi wrażenie, a jak musiał wyrywać z butów 20 lat temu...
"Changeling" to mix przyjemnego nastroju z dynamizmem, coś naprawdę dobrego - sprawdźcie. "What does your soul look like (part 4)", to już typowy chillout, który ciężko wchodzi, jeśli nie jesteśmy odprężeni, wówczas ta pozycja, może dla nas sprawiać wrażenie przeciętnej. Ale kiedy mamy odpowiedni nastrój, track ten porywa.
A teraz śmietanka, creme de la creme tego dysku muzycznego. Coś nie do opisania słowami. Może to możliwe, ale naprawdę, przy tych utworach, trzeba mieć wyszukany zasób słownictwa. "Stem/long stem" to kwintesencja emocji, smutku. Połączenie genialnych, melancholijnych sampli, głównie Nirvany (NIE TEJ Nirvany, o której myślicie) z rakietowym pędem metalowej perkusji, znów jakby z Metalliki, wzbudza zachwyt. "Mutual slump" z motywem z "Possibly maybe" Björk to wyborne przedstawienie pesymizmu (ten klimat!) - aranżacja stoi na wysokim poziomie. "Organ donor" brzmi, jakby Shadow dopiero co budował ten utwór, ale nawet tak krótki kawałek nie daje o sobie zapomnieć. Oraz absolutnie najlepszy utwór na tej płycie, "Midnight in a perfect world" - melancholijna, pełna nostalgii nocna opowieść z każdym, genialnie dobranym samplem (szczególnie wokalnym) - miód dla uszu i uczuć.
"Napalm brain/scatter brain" to klimatyczna, nocna historia, pełna akcji, kojarząca się z ogniem, przestępstwem, szaleństwem (perkusja, bas i to zakończenie!). No i "What does your soul look like (part 1 - blue sky revisit)" - to piękne outro na nocne, rozkminkowe spacery i podróże.
I to wszystko idealnie do siebie pasuje. Każdy sampel, każdy fragment zaczerpnięty ze starej winylowej płyty jest tu na swoim miejscu.
Może się wydawać, że sampling to jest zwykła kradzież. Że to łatwizna, bo nie trzeba umieć grać na żadnym instrumencie. Ale ten album oraz albumy inspirowane debiutem wówczas młodego chłopaka z odległej Kalifornii pokazują, że najważniejsze są: talent, zdolności i wyobraźnia, bo to one decydują o wartości i przekazie dzieła, a sample i sprzęt to tylko narzędzie do wyrażania ekspresji, którą Josh prezentuje światu od dwóch dekad. Shadow mówi też przez sampel: "it's not really me. Music is coming through me" - to tak jak z miłością. To coś niewytłumaczalnego.
Płyta jako całość nie ma słabych momentów. Jest to pozycja obowiązkowa i klasyk, album zdecydowanie istotny, gdyż sam w sobie jest muzyką, która wciąż zachwyca fanów i nowych słuchaczy Josha Davisa, która wciąż inspiruje nowych twórców i która się nie nudzi. Nikt tak wcześniej nie opowiadał historii w tak filmowy sposób.
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz